razem. Steńka, z oczyma spuszczonemi ani się odzywała, ni tłómaczyła. Niekiedy tylko wzrok jej błysnął wejrzeniem, w którem p. Adela czytała jakby lekki odcień szyderstwa.
Okoliczność pewna tę niechęć względem dziewczęcia do najwyższego stopnia spotęgowała.
Pomiędzy nauczycielami, którzy dawali lekcye języków na pensyi, znajdował się professor francuzkiego, ubogi chłopak, świeżo przybyły z Paryża, w którym całą przebył młodość, jak wielu innych. Zwał się on Wolskim, imię mu było Karol.
We Francyi otrzymał on stopień „bachelier es lettres“ — w kraju zdał egzamina, a że był zdolnym, według wszelkiego podobieństwa, świetna go przyszłość czekała.
Oprócz tego, chłopak urodzony z matki Francuzki, wychowany w Paryżu, był piękny i miał ten chic, którego się tylko nabywa na paryzkim bruku. P. Adela, nie powiemy, ażeby była w nim zakochana, bo w jej położeniu i wieku miłość gwałtowna budzi się rzadko; lecz podobała go sobie wielce, starała się ująć i może żywiła jakąś nadzieję, że młodzieniec, niemający stosunków, ubogi, da się — dla karyery i protekcyi, obiecywanej mu — pozyskać.
Ta uprzejmość dla p. Karola musiała być bardzo bijącą w oczy, gdy — cała pensya już o niej cicho szeptała.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/188
Ta strona została skorygowana.