Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/191

Ta strona została skorygowana.

dem siebie w Wolskim i — odtąd nienawiść największą powzięła ku Steńce.
Gotowa była nawet, mimo umowy, mimo wielkiej chciwości na grosz, pozbyć się jej z domu. Kipiało w niej wszystko, a pomimo to podwajała uprzejmość dla Wolskiego. Wypadek ten niemal ją zakochaną uczynił. Stracić tego pięknego chłopca i rachuby, jakie na nim spoczywały — samo przypuszczenie przerażało; tłómaczyła sobie, że winną była ta przewrotna, zepsuta, niegodziwa zalotnica, ta podstępna uwodzicielka.
Niechęć, odraza, gniewy, zmieniły się, pod wpływem zazdrości, w złość i nienawiść.
Męczarnie, na jakie Steńka wystawioną była, opisać się nie dają. Z zajadłością wyszukiwała p. Adela, czemby jej dokuczyć, znużyć ją, znękać mogła.
Tego rodzaju prześladowanie, jeżeli nie zgniecie człowieka, często bardzo dobywa z niego siły, którychby nie miał, gdyby podrażnionym nie był. Sumakówna, tak nieśmiała i pokorna w początku, nabrała w obejściu się z nieprzyjaciółką wcale nowych i innych form w oporze, który jej stawić musiała. Nie odpowiadała jej, tylko krótko, i gdy do tego była zmuszoną, lecz oczy ciskały płomienie szydercze, postawa nabierała dumy. — Wiedziała, że łzy i okazanie cierpienia byłyby pannie Adeli przyjemne: udawała więc wesołość i