kto z gości się zjawiał, książę z nim gawędzić i pośmiać się lubił.
Licho mu nadało piękną garderobianą, czy, jak tam nazywano, pannę respektową, starej księżnej napatrzeć. Swojego czasu sławną była ta panna Scholastyka, córka officyalisty, wychowana z łaski na dworze.
Mówili o niej różnie i nie dobrze... Sumak się w niej rozmiłował... Dziewczyna poznała, że go, dokąd zechce, zaprowadzi, powiedziała wręcz: chcesz mnie mieć, to się żeń.
— No, i ożenił się? — przerwał hrabia.
— Na swoję biedę — rzekł Żyd. Panna wyrwawszy się na panią dzierżawczynią, poczęła naśladować w domu książęce obyczaje. Musiał dla niej cały dwór wystroić mąż...
Jeździli zagranicę, zimowali w Warszawie, — w końcu Sumak wyszedł z dzierżawy z biczykiem. Stracił wszystko...
Wzięli go księztwo za rządzcę do majątku... Tu się długo nie utrzymał, kassę podobno naruszył, z księciem się skłócił, odprawiono go...
Cóż dalej... przyjął go ktoś za ekonoma... biedowali z nim lat parę, potem gdzieś służył za pisarza, za leśniczego, a teraz bez grosza, na bruku. Troje dzieci. Sama jejmość pije, a on...
Żyd strzepnął rękami z pogardą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/28
Ta strona została skorygowana.