— Że ona mu w oko wpadła, toć pewna, ale jak wpadła, tak wypadnie. Tu rozum w tem, żeby....
Nie dokończył.
— Głupiś — odezwała się żona. Jeszczeby też czego, żeby mu się z nią narzucać i wozić mu ją, albo co? To jedyny sposób, żeby nią i nami wzgardził. Ho! ho! niechby tylko zaszłapał: jabym mu drzwi zamykała; dopiero-by mi się pod oknem prosić musiał.
Co łatwo przychodzi, to ceny u nich nie ma.
— Do tych rzeczy to ty rozum masz — rzekł Sumak. — A no, pono darmo o tem bałakać. Taki hrabia, niemłody człek i sknera, złapać się nie da, a choćby go i schwycić, co po nim? Toś-to nie słyszała co o nim ludzie prawią? Gorzej biedaka; skąpiec, z parobkami je, w gorzelni sypia, w juchtowych butach chodzi. Klucze u niego pod poduszką; choć miliony, słyszę, ma, a żyje jak ostatni. Co z takiego człowieka wycisnąć? A w dodatku i nie młody.
Dyonizowa głowę dźwignęła i śmiać się zaczęła.
— Głupiś! — powtórzyła. — Co ty wiesz! co ty znasz? Niechaj-by mu tylko, doprawdy, w oko wpadła. A że stary, toć to w tem rzecz: niéma jak ten wiek, żeby człek oszalał. U młodego to zwietrzeje prędko, a z takim....
Pokręciła głową i po namyśle westchnęła ciężko.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/42
Ta strona została skorygowana.