Tej pannie Otylii winną była Steńka jedynie, że czytać i pisać umiała.
Nauczyła się też katechizmu, nie biorąc go bardzo do serca, i, kilku pono bajek Krasickiego.
Na tem poczęte wychowanie jej — skończyło się tymczasowo. Ona sama nie miała najmniejszej ochoty umieć więcej i nie wiedziała, na co by się to jej przydać mogło.
Aż do tej epoki, do której doszliśmy w naszem opowiadaniu, dziewczę było istotą jakąś nieprzebudzoną do życia — pół uśpioną.
Ten rodzaj odrętwienia musiały sprowadzić zawczesny ucisk i nędza. Życie się rozpoczynało dla niej nadzwyczaj ciężko, boleśnie, bez najmniejszej kropelki tego, coby ją ożywić mogło.
Matka, jeżeli ją kochała, to miłość jej wcale się nazewnątrz nie objawiała.
Nędza nigdy nie bywa sentymentalną; jest surową, bezlitośną i usposabia ostatecznie do samolubstwa, do okrucieństwa.
W naturze też matki jej, pani Scholastyki, nie była czułość. Zamłodu znała tylko namiętność; teraz myślała przedewszystkiem, aby w walce z nędzą jaknąjmniej cierpiała sama.
Na Steńkę, jako na najstarszą, spadały wszystkie ciężary exystencyi nieznośnej. A, że matka utrzymywała, iż młodość ma siły do znoszenia
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/66
Ta strona została skorygowana.