Widać było, iż życzył sobie może tego, ale się razem obawiał zaplątać. Sumak był, zrusińska mówiąc, „oczajduszą“, mógł brewerye wyprawiać, mógł Bóg wie czego wymagać. Skandalu i niepokoju hrabia Kwiryn nie lubił.
Antka, wdzierającego mu się do zupełnej konfidencyi, właśnie dla tego, że mu się narzucał, nie rad był do niej przypuścić.
Po przeciągniętem do zbytku milczeniu hrabiemu się wyrwało:
— To-bo obwieś jest i ostatni łajdak.
Wziąć-by go łatwo, ale się potem pozbyć....
— Eh! eh! nie taki straszny dyabeł, jak go malują — mruknął Antek. Ja-bym jego na siebie wziął...
Propozycya ta, jak poprzednie, w ciągu długiego milczenia była trutynowaną; hrabia jadł, zdając się o niej zapominać, a po kilku minutach rzekł:
— No, to ty go sobie leśniczym stanów, a ja żebym o niczem nie wiedział.
Antek skinął głową i uśmiechnął się — ufał w swe siły.
Mowy o tem więcej nie było.
Wyprawiono posłańca po Sumaka, który, z wielką biedą dostawszy furmankę, do Skomorowa przybył.
Chciał się do pana grafa meldować, ale Antek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/86
Ta strona została skorygowana.