Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

wiązku, sprawach, choć Sumak zabiegał ze stron różnych, mowy nie było.
Antek na to ucho nie słyszał.
Dyonizego to w humor zły wprawiało, lecz obiecywał sobie, będąc w miejscu, powetować.
Wpadł w jeszcze większy gniew Sumak, gdy po umowie i skończeniu układów, Antek dodał na ostatku:
— Co prawda, że nasz pan graf płacić dużo nie lubi, ale też waćpan ani wielkiej pracy, ani odpowiedzialności mieć nie będziesz. Tyle do niego należy, żebyś las objeżdżał i pobereżników trzymał w ryzie... Hrabia sam wszystkiem rozporządza i bez niego na furę suszu kwitka wydać nikt prawa niéma.
— Cóż to ja tu malowany będę? — ofuknął Sumak...
— My tu wszyscy malowani — rzekł chłodno Antek — u niego klucze, u niego regestra... my słudzy... to darmo, takie u nas z dawiendawna zaprowadzenie...
Pochmurniał Sumak widząc, że wpadł w łapkę, ale pomyślał sobie, bądźcobądź, że — on tu potrafi inny ład zaprowadzić i pocichu korzyści z lasu ciągnąć.
— Niedoczekanie jego, żeby on wszystkiego mógł dopatrzeć.