Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 1.djvu/93

Ta strona została skorygowana.

niesprawiedliwości, zamiast złagodnieć dla pokrzywdzonej — obchodziła się z nią ostro teraz... Steńka też mniej była niż zwykle pokorną i usłużną.
Po długiej na osobności rozmowie, Dyonizy wyszedł, wytoczyła się Scholastyka, i głośno zapowiedziano, że się potrzeba pakować, bo za dni parę wynoszą się do Skomorowa.
Sumak, który, choć sam był nie rad temu, co zrobił, przed ludźmi kłamał i wielkie rzeczy robił ze swojego urzędu.
Wszedł z czapką nabakier do Borucha i kazał sobie winszować.
— Niech mi pan Warszawski powinszuje — rzekł. Takiego miejsca ja się nie spodziewałem. Generalne leśniczowstwo w dobrach hrabiego, to coś znaczy... i to z wszelką władzą nad lasami, pensya dobra, ordynarya suta, dom, ogród, stróż, stróżka... karaj, Boże do wieku!
Z uśmieszkiem szyderskim słuchał Boruch, bo znał Sumaka i nie wierzył wcale, ale w izbie było oprócz niego osób kilka, i to wielkie szczęście Dyonizego poszło między ludzi.
Kommentowano je różnie; rozumniejsi głowami poruszali i mówili: — To nie bez kozery.
Tegoż dnia Ester dowiedziała się od ojca o wszystkiem i ręce załamała. Od ostatniej swej rozmowy nie widywała już Steńki i wnosiła z te-