Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

biegłość — były rzeczą uznaną. Hr. Bernard wistocie miał trochę dowcipu, nie brakło mu na znajomości świata, lecz nadewszystko — umiał się sprzedawać. To też traktowano go powszechnie daleko wyżej, niż był wart i hr. Flawian przerastał go głową znacznie — ale, dla honoru rodziny, i on także Bernarda sławił.
Niemłody już, powierzchowności pięknej i arystokratycznej, flegmatyk, ważący słowa, aby każde z nich wyrzeczone z przyciskiem nabrało znaczenia — hr. Bernard z wielu względów przypominał Flawiana, lecz miał się za nieskończenie nadeń zręczniejszego.
Zdawało się całej zgromadzonej rodzinie, że takie dwie potęgi, połączone z sobą, będą miały dość siły, aby upór Kwiryna przełamać i przyprowadzić go do rozumu.
Z doświadczenia wiedział hr. Flawian, że na przyjęcie w Skomorowie wcale liczyć nie było można. Obaj więc panowie, choć nadruinowani, ale do wygód przywykli, musieli za sobą wlec furgon, wieźć kucharza, zaopatrzyć się w nieodzownie im potrzebne wino, pieprze i sosy.
Flawian z góry Bernardowi opisywał Polesie, jako kraj przedpotopowy, do którego kuchenna cywilizacya nie doszła; gdzie ludzie sypiali na tarczanach, lavabo było rzeczą nieznaną, a zapach dziegciu i smoły przejmował atmosferę.