Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

czego; nie znać po niej, że długo boso po rum dla matki latała. A kto może wiedzieć: co z niej będzie?
Posępni i nachmurzeni, coraz-to na siebie spoglądając, hrabiowie pytali, słuchali — i dumali nad tem, z czem i jak do Skomorowa przyjadą.
Życie hr. Kwiryna opisał im Boruch w ten sposób, iż w końcu życzył nawet świeżego chleba i mięsa kupić, jadąc, aby w karczmie nie doznali głodu, bo o karmieniu się we dworze mowy być nie mogło.
Po odejściu Borucha, zostawszy sami, hrabiowie tak zwątpili o sobie, ze Bernard, zrozpaczony, śmiać się zaczął.
Cela à son coté comique, malgré que c’est fort triste! — odezwał się do brata.
— Co będzie to będzie: jechać musiemy — skonkludował Flawian.
Gdy się to działo w Wołchowiczach, umyślny, wysłany z listem do Skomorowa, zagrzany obietnicą dobrej nagrody, na worku z sieczką kłusował bez odpoczynku, pewien, że nadzwyczaj ważną wiezie wiadomość. I w tem się nie mylił.
Mimo największego pośpiechu, jednak nie dobił się do dworu, aż nocą.
Antek nie spał jeszcze i w ganku czuwał nad stróżami. Otrzymawszy bilet pilny od wikarego, był w największej niepewności.