Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

— No, no — pomyślał — nie jest to tak głupie małżeństwo, jak ludzie sądzą. Gotowa być mu guwernantką i zrobić z niego człowieka.
Pakulska, przysłuchująca się rozmowie, wtrąciła cichuteńko coś o panu hrabi — bo go znała dobrze i zapytała: czy złamanie już żadnem nie grozi niebezpieczeństwem?
— Tak się zdaje — odezwał się doktor — jednakże nie potrzebuję tego taić, że ze stanu chorego zupełnie nie jestem zadowolony. Krew ma jakąś zaostrzoną, uspokoić go trudno, rany się zaogniają, kości zrastają powoli. Są komplikacye. Sądzę jednak, że przedłużyć się może leczenie, ale — życiu nic nie zagraża.
Steńka słuchała z uwagą opowiadania doktora.
— Felczer, który przy nim jest — mówił dalej — nawykły do chłopów, niezawsze ma rękę zgrabną i lekką. Antek stary posługuje mu serdecznie, ale także niezręcznie: zdałby się tam kobiecy nadzór.
Pogwarzywszy nieco, Sochor, który znajdował przyjemność w rozmowie Steńki i bardzo miłe wynosił ztąd wrażenie, pożegnał się, aby do Wołchowicz powrócić.
Wszystko potem pozostało jak było, bez najmniejszej zmiany. Przez następne dwa dni hrabia Steńki nie wezwał do siebie; raz zawołał Pa-