Przy świetle lampki, palącej się w kątku, zobaczyła, że noga chorego, źle umieszczona, zsunęła się z podesłania, na którem była umieszczona. Chory, niecierpliwy, rozgniewany, krzyczał na całe gardło — i bił o łóżko zdrową ręką, a Antek, który się potajemnie gdzieś na folwark wysunął, ufając w sen chorego, nie przybywał.
Steńka natychmiast poprawiła posłanie, na które hrabia wskazywał, obłożyła nogę poduszkami, pomogła zsuniętą zpod głowy pościel na miejsce położyć; a że hrabia pić wołał, podała mu napój który stał przygotowany.
Hrabia, przez jakieś dziwne w takim człowieku poszanowanie dla kobiety, zniżył głos łagodnie, uspokoił się: nie podziękował wprawdzie, lecz widocznie tą posługą troskliwą był zawstydzony i przejęty.
Steńka cichym głosem odważyła się spytać: czy więcej czego nie potrzebuje.
— To bydlę, Antek! — zamruczał chory — korzysta z mojego snu i włóczy się pewnie po nocy, albo pije u ekonoma. Licho wie kiedy powróci.
— Ja posiedzę tu i popilnuję, niech pan hrabia stara się zasnąć — odpowiedziała Steńka, i nie czekając zezwolenia, poszła na palcach, wysunęła cicho krzesełko, obwinęła się chustką, poprawiła lampkę, spuściła głowę — została na straży.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/148
Ta strona została skorygowana.