Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/151

Ta strona została skorygowana.

Nadjechał doktor, wcale niespodzianie, zawezwano Steńkę do chorego.
Konsyliarz siedział przy łóżku.
— Oto lepiej niż wszystko, jej powiedz co robić; Antek bałwan. Gdyby nie ona, byłbym się wściekł przeszłej nocy z bólu, a ten nicpoń, gdzieś się włóczył po folwarku!
Ucieszył się wielce Sochor z tego obrotu rzeczy.
— Ja-bo zaraz mówiłem — odezwał się — do pilnowania chorych niema jak kobiety. To przecie raz będzie rozumnie.
Steńka wysłuchała rozkazów, rozpytała się dokładnie, zapewniła, że wszystko spełnione zostanie — i wyszła.
Zaledwie się za nią, drzwi zamknęły, gdy Kwiryn, nic nie mówiąc, rękę zdrową przyłożył do czoła.
— A co? — mruknął — olej ma....
— A może i lepszego coś od oleju, — dodał Sochor, wskazując na serce.
Kwiryn się skrzywił.
— Na to tam nigdy rachować nie można — rzekł cichutko.
W taki sposób niespodziewany nastąpiło zbliżenie się chorego do tej, całkiem obcej mu żony, którą, ciekawie się jej przypatrując, badał z chciwością jakąś. Nieskończyło się na doglądaniu i dawaniu lekarstwa, Kwiryn miał interessa,