a on sługą... Dobrze mu tak — niechby był rozum miał...
A taka z niej wielka pani, że się z człowiekiem nie rozmówi poczciwie, nie wyłaje nawet, ino z góry powie: Rób to — i koniec... Gadaj nie gadaj, ani słucha. Odwróci się i idzie precz.
We dworze z trwogą spoglądano na młodą panią przesuwającą się poważnie, w milczeniu, której oka nic nie uchodziło. Ludzie zarzucić jej nie mogli nic, lecz obawiali się więcej niż kogóś coby ich był łajał, popychał a więcej się spoufalał z niemi...
Steńka, oile mogła, polepszyła nawet utrzymanie ludzi dworskich, lecz Antek i to znajdował groźnem, bo wszędzie wglądać chciała.
Pakulska, niewiasta praktyczna, pierwsza pono postrzegła, iż z młodą hrabiną należało być dobrze i pozyskać ją sobie. Starała się więc być jej pomocą w poznaniu oficyalistów i ich stron słabych.
Niemogąc zaszkodzić jeszcze, Antek tymczasowo także był bardzo nadskakującym i uległym, ale czekał tylko sposobności, ażeby — jak mówił — stołka podstawić.
Dotąd był on tu najważniejszą figurą po hrabi, a trwało to tak długo, iż mu się zdawało wiekuiście mogącem pozostać. Wszyscy mający interessa, starali się go sobie pozyskać i opłacali do-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/153
Ta strona została skorygowana.