Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/164

Ta strona została skorygowana.

wcisnęła Estera, córka Borucha — rzekła chłodno, i odzyskując panowanie nad sobą. — Dałam ojcu rubli piętnaście, a drugie tyle mam jeszcze.
Kwiryn spuścił oczy; Antek, zły, posunął się ku drzwiom.
— Po co było brać u żydówki? — zamruczał hrabia. Hm, nie lubię tego. Wziąć zaraz z biurka trzydzieści i odesłać Boruchowi.
— On się nie upomina — odezwała się śmiało Steńka.
— Ale ja się upominam! Nie chcę! — zawołał hrabia. — Łaski ich nie potrzebuję.
Antek cichuteńko wyśliznął się z izby sypiałnej. Steńka podziękowała pokornie. Zadumany leżał hrabia i przyjął lekarstwo z rąk żony, śmiejąc się.
Zobaczywszy, że sługi starego niéma — zaczął się śmiać coraz mocniej.
— Zjadł mydło stary! — mruczeć począł — zjadł mydło! Nic-bo nie wiesz, ten niegodziwy, bo to stary nicpoń, ja go znam nawylot; oskarżył jakoby ruble były potajemnie wzięte z tych, co Moszko przywiózł za drzewo. Niegodziwy!
No — ale cóż? takiemi łotrami jak dziurawemi garnkami posługiwać się trzeba, kiedy całych niéma.
Steńka aż krzyknęła z boleści i sromu.