Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

fałością starego sługi. Zobaczymy, jak to długo potrwa.
Kwiryn, leżąc na łóżku, przypatrywał mu się zdaleka, bawiąc jego utrapieniem. Antek chodził po izbie, niby coś porządkując, przestawiając, ścierając i mrucząc ciągle.
Następnych dni przekonać się mógł, że niełaska, w którą popadł u pana, nie była przemijającą, ale groziła zepchnięciem na to stanowisko podrzędne, z którego się ledwie z latami podniósł, korzystając z tego, że współzawodnika nie miał. Kwiryn, zamiast mu, jak dawniej wydawać rozkazy, aby więcej dokuczyć staremu, odsyłał go po nie do hrabiny.
Steńka, mając żal do oskarżyciela, niepatrząc na niego, krótkiemi słowy go zbywała.
Wszystkie to drobne na pozór okoliczności przyczyniały się powoli do nadania Faustynie we dworze coraz większego znaczenia i władzy. Hrabia niczem się prawie zajmować nie chciał, i, czy na próbę, czy na złość innym, czy przez dziwactwo jakieś, wszystko za siebie jejmości robić kazał.
— Widzicie, żem chory — dajcież mi pokój — do pani!!...
W początkach Steńka, nie mogąc sama sobie dać rady, i lękając się odpowiedzialności, przychodziła za każdym razem do hrabiego z zapytaniem.