Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/173

Ta strona została skorygowana.

przeznaczony — należało go, przed wprowadzeniem się poświęcić.
Steńka wspomniała o tem Kwirynowi, który przyjął to zdumionem milczeniem. W sprawach religii nie można go było nazwać bezbożnym, ale zupełnie latami zobojętniałym. Niekiedy jeździł do kościoła, spełniał obowiązki swe, ale czynił to, najmniejszej nie przywiązując do tego wagi, nie czując potrzeby: z nałogu tylko, dla zwyczaju.
Na żądanie Steńki zamruczał coś niewyraźnie i dodał:
— No to posłać po wikarego — ale niech się obejdzie owsem albo jakiem zbożem, żeby ciągle tych pieniędzy nie wydawać.
Stało się jak Steńka sobie życzyła: wezwany ksiądz przybył, poświęcił i wcale nie był wymagającym.
Zjadłszy skromny obiad z kobietami, poszedł potem siąść na chwilę przy łóżku Kwiryna, aby się z nim po krótkiej rozmowie pożegnać.
— A co? ojczulku — zapytał hrabia pocichu. Hę? co tam ludzie o mnie gadają? tyran! prawda? wziął żonę jak niepłatną sługę! Męczy ją! znęca się!...
— Ludzie ani tak ani owak nie mówią — odparł wikary — ale ja hrabiemu winszuję. Zaraz w domu znać rękę gospodyni.
— Tak? Za mnie, gdym zdrów był, inaczej to