z nim, wpływowi jego winną jestem, że ze spokojem w duszy idę cierniową drogą życia i — bólu nie czuję.
Powiedz mu, że wdzięczna uczennica do zgonu o nim będzie pamiętać.
Natychmiast zwróciła Faustyna rozmowę na inny przedmiot, aby stłumić wrażenie, jakie na niej uczyniło wspomnienie Wolskiego.
Ściemniać się zaczęło, gdy Estera ją pożegnała. Wprost z ogrodu musiała biedz do hrabiego, na swe strażnicze stanowisko.
Kwiryn już nie wspominał o gościu, nie rozpytywał, ale był podrażniony i niecierpliwy. Potrzeba mu było posługiwać; zatrzymał Steńkę przy sobie, odejść jej nie dawał, zdawał się chcieć poznać z twarzy jej, jakie wrażenie rozmowa z Esterą zostawiła po sobie: zmusiła się więc Faustyna, aby okazać się swobodną i niezmienioną.
Wistocie, kilka tych słów, które z sobą przywiozła Estera i dla nich może tu przybyła, poruszyły do głębi biedną kobietę, przypomniały jej kradzione godziny rozmów z Wolskim, człowieka tego, któremu winna była wszystko, i który — jeden na świecie, kochał ją dla niej samej.
Cichych łez parę otarła, bo na rozczulanie się nad własnym losem nie miała czasu, obowiązkom córki, siostry i opiekunki przy łóżku chorego zmuszona służyć dzień cały.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/193
Ta strona została skorygowana.