wego przywiózł. Trzaskowski też, jeśli piśnie, że u mnie był, to....
Kwiryn się namyślać zaczął, czem zagrozić, gdy Antek rzekł:
— Trzaskowski nie ma długiego języka.
— Milcz, trutniu — ciągnął dalej hrabia. — Trzaskowski, żeby mi ani do dworu, ani do karczmy nie zajeżdżał. Zrób tak, aby go nikt nie widział. Najlepiej go przywieź nocą i mnie obudź.
Stary kiwając głową, rozkazów słuchał. Domyślił się, że Kwiryn chciał zrobić jakieś rozporządzenie. Udał rozczulonego, a wistocie też może pana mu żal było, pocałował go w rękę, uderzył się w piersi, podniósł oczy ku niebu, biorąc je za świadka swej gorliwości, do spełnienia rozkazów i — wymknął się.
Trzaskowski ów, którego hrabia chciał mieć tak tajemniczo u siebie, był adwokatem. Człowiek w dorobku, sprytny jak ogień, nie nazbyt skrupulatny, gdy szło u usłużenie klientom — równie chciwie się dopracowywał grosza i sławy.
Znał go Kwiryn i przekładał nad innych, dlatego może, iż nie potrzebował z nim żadnej robić ceremonii. Łajał go: on znosił śmiejąc się połajania; targował się do upadłego, on nie brał tego za złe. Wierzył też Kwiryn w jego znajomość prawa i przebiegłość. Umiał Trzaskowski zawsze
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/196
Ta strona została skorygowana.