Był to także znak niepożądany.
Nazajutrz, w rozmowie ze Steńką, bez żadnego powodu, co rzadko się trafiało, sprowadził ją na rodzinę swoję, na opuszczenie i krzywdy, jakich od niej doznał w młodości....
Steńka ani się dowiadywała nigdy o tę rozgałęzioną wielce familią, ani jej znała z czego innego, oprócz opowieści, które między służbą i officyalistami krążyły.
Hrabia zwykle ze wstrętem o nich i krótko przed nią wspominał; teraz zapuścił się w szyderską, nielitościwą charakterystykę i nieszczędząc nikogo, opowiadał o nich całą historyą.
— Powinnaś ich znać — mówił — przecież, choć oni mnie nienawidzą, bo ja nimi pogardzam, zawsze to familia, od której się odczepić nie podobna — bo to lgnie jak smoła. Gdybym był goły, nie znaliby mnie, — w dzieciństwie też skazali na zatracenie, wygnawszy do Skomorowa; ale grosze czują! Dumne panki nogi-by lizali, aby ich dostać i stracić na fumy i fantazye.
Nie dla psa kiełbasa! — dokończył z szyderskim potężnym, strasznym i przejmującym śmiechem.
Chociaż Steńka słuchając cierpliwie, wagi wielkiej nie przywiązywała do tych zwierzeń poufnych, hrabia tego dnia i następnych ciągle coś dodawał do wielce drastycznej charakterystyki hr. Flawiana, Bernarda i wszystkich wogóle.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/200
Ta strona została skorygowana.