Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/221

Ta strona została skorygowana.

Stanęła nakoniec naprzeciw siedzącej Faustyny i ujęła obie jej ręce.
— W roku przeszłym — rzekła — nie mogłyśmy się nawet rozmówić z sobą dłużej. Pora była nie potemu. Czas krótki — ty jeszcze tysiącem rzeczy zakłopotana.
Powiedz-że mi, z familią męża — masz koniec i spokój?
Steńka zwolna podniosła głowę.
— A! ten pokój! gotowam go była okupić częścią spadku, któregom nie pożądała — rzekła wzdychając — ale prawne jakieś zastrzeżenia nie dozwoliły mi tego uczynić. Wiesz, że zrobili proces o testament, że usiłowali go obalić, mnie nastraszyć, że sprawa się przeciągnęła więcej roku; ale nie wygrali nic. Hr. Flawian zaszczycił mnie odwiedzinami — i, zdaje się że miał na myśli proces ukończyć swataniem! Młody jakiś bratanek jego gotów był, na niewidziane, los swój z moim połączyć, a ja — niewdzięczna....
— Odrzuciłaś tak świetny związek! — wtrąciła Estera. — Spodziewam się!
To mówiąc, spojrzała bystro w oczy hrabiny, która się zarumieniła.
— Z familią więc rzecz skończona? — dodała. — Dwa lata upłynęły od śmierci hrabiego. Steńko kochana! Czy w sercu twoim nie odżyło dawne uczucie?