Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

udało przeprowadzić prędko i bez trudności — hrabia pozostał sam.
Dosyć długo oczekiwać musiał na powrót wikarego. Naostatek młody ksiądz wbiegł z twarzą rozjaśnioną.
— Miałem kłopot ze starym — rzekł. — Strasznie jest zgorszony tem, że dziewczyna takiej mizernej kondycyi. O zemście nad familią jemu niéma co mówić; musiałem dyssymulować i złożyć mezalians na gwałtowną miłość.
Hrabia aż splunął.
Gzież to do mnie podobne? — zawołał. Także wymysł!...
— Inaczej-by stary was nawracał i nudził — odparł wikary. — Idźcież do niego sami. Kazał dla was przysposobić śniadanie, na które mnie nie prosił. Z powrotem proszę zajść do mnie; rozmówimy się co do zapowiedzi i papierów. Ze mną pójdzie gładko.
Kwiryn, jak stał w swem prostem odzieniu podróżnem, poszedł na probostwo.
Staruszek kanonik, który w cichym tym kątku dokonywał żywota, niegdyś w stolicach i po salonach rozpoczętego, ulubieniec towarzystwa najwykwintniejszego, długim pobytem w Rzymie i we Francyi nieco zcudzoziemczały i wydelikacony, — był człowiekiem nadzwyczajnej łagodności i dobroci. Miał tylko tę wadę, jeżeli to tak na-