czną część własnych lasów przejeżdżać musiał, zboczyć dla obejrzenia ich niespodzianie.
Pierwszemu pobereżnikowi, którego na drodze spotkał, kazał natychmiast jechać do Pakulskiej, aby do Skomorowa przybyła.
Nie było czasu do stracenia, gdyż termin odebrania z pensyi Steńki się zbliżał, a hr. Kwiryn wiedział, że mu każdy dzień przedłużony policzony będzie drogo, grosza zaś z zaciętością zwykł był bronić od uronienia. Należało co rychlej wyprawić po pannę.
Już późno dosyć wróciwszy do domu, hrabia się nie wyspowiadał i teraz Antkowi, z czem i po co jeździł do Wołchowicz, ale stary poszedł do stajni i od woźnicy dowiedział się, że hrabia na probostwo jeździł.
Reszty się łatwo było domyśleć, bo i nanowo wyporządzone pokoje oznajmywały, że się spodziewano młodej pani. Antek, na tę zmianę radykalną życia patrzył z pewną trwogą; ale z despotą, jak Kwiryn, nie można było nic począć. Milczeć musiał i znosić. Cieszyło go tylko to, że na żadne wyszukane reformy nie zanosiło się w Skomorowie, bo dotąd ani na zawinięcie palca nic nie kupiono, izby oczyszczone wyglądały tak nędznie, jak te, do których przypierały. Nie było też mowy o żadnem powiększeniu służby.
Przyjazd Pakulskiej nazajutrz bardziej jeszcze
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/36
Ta strona została skorygowana.