wać tam i napowrót tyle; pobyt jaknajkrótszy w mieście; nadzwyczajne wydatki. Wszystko razem już miał w myśli zsumowane, gotowe i bolało go, że tyle pieniędzy potrzeba było wyrzucić.
— Jaśnie pan przebaczy — odezwała się Pakulska, że ja się ośmielę uczynić uwagę: — Pan graf w tych rzeczach doświadczenia nie ma. Najuboższa garderobiana, gdy wychodzi za mąż, dostaje bieliznę, suknie nowe i jakątaką wyprawę. Panienka tam, na tej pensyi, ledwie miała czem się okryć, bo skąpstwo było okrutne. Tu sprawiać wszystko — będzie dużo kosztowało i niewiele warte. Możeby za jednym zachodem ułatwić w Warszawie?
Pakulska miała w tem własny interes — chciała ze sposobności dla siebie skorzystać, ale hrabia z passyą niemal przyskoczył do niej.
— A to mi się podoba? — krzyknął. — Co? ja ją będę stroił i jeszcze się na nią ruinował? A to po co? a to do czego? Oszalałaś?...
— Ale, choćby do ślubu to i sukienki potrzeba — przerwała Pakulska.
— Acani myślisz, że ja się do ślubu ustroję? — przerwał Kwiryn. — Albo nie może pójść do ołtarza tak odziana, jak będzie nacodzień? Cóż to? Panu Bogu potrzeba koronek i haftów? Dlatego, że inni głupi ludzie się na to expensują, ja mam ich naśladować?!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/40
Ta strona została skorygowana.