Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

z żalu serce mu się ściskało, bo poswojemu kochał pana, robił, co mógł, a raczej, co było tylko można.
Znaleziono latarnią w stajni i stary kaganiec na strychu. Antek straż około dworu postawił, a sam z ludźmi ruszył, Jakubkowi prowadzić rozkazując.
W pół godziny spostrzegli rozpalony ogień w lesie.
Pod sosną, na ziemi, leżał Kwiryn, jęcząc okrutnie. Była to poraz pierwszy w życiu jego próba cierpienia, wypadek siły wyższej, przeciw której walczyć nie mógł. Nawykły do samowoli, której wszystko ulegało, znajdował się w położeniu takiem, iż sam nie mógł nic, potrzebował pomocy i zmuszony był poddać się — sile przeważnej, niemogąc przeciw niej stawić oporu.
Dla człowieka jego charakteru i nawyknień była to męczarnia, obok której fizyczne cierpienie stawało się prawie podrzędnem. Gniew i rozpacz nim miotały. Ludzie stojący przy nim nie śmieli się słowa odezwać; jemu z ust dobywały się przekleństwa tylko.
Antek znał go nadto dobrze, aby długiem nudzić ubolewaniem. Zsunąwszy się z konia, pokląkł nad nim, obejrzał i kazał robić nosze. Ludzie mieli z sobą siekiery i postronki; rażnie wzięto się do roboty.