czy nazajutrz może ją zabrać, aby pojutrze wyjechały?
Steńka odpowiedziała, że jest gotową.
Panna Adela, świadek niemy, uznała tylko właściwem powtórzyć jeszcze, podsuwając zostawiony na stole rachunek dla hrabiego — że nieodzownie domagać się będzie zapłacenia go, choćby się przyszło processować.
Skłopotana Pakulska, parę słów zaledwie zamieniwszy z Faustyną, co najprędzej się wybierała, powtarzając, że nazajutrz po pannę przyjedzie.
Wszystko to dla Steńki było mniejwięcej przewidzianem; ucieszyła się nawet, spostrzegłszy Pakulską samę, bo to odraczało walkę i spotkanie z hrabią, którego się obawiała. Pamiętała grubiaństwo jego dawne i ten całus pierwszy, który takiego płaczu był przyczyną.
Podróż — na dni kilka przynajmniej czyniła ją swobodną; mogła się w duchu i myślach przygotować do tego spotkania, które ją tam czekało.
Panna Adela, pałająca najstraszniejszym gniewem przeciwko hrabiemu, któremu dawała przerażające przezwiska, raz zmuszona do przyjęcia pieniędzy i pokwitowania, czuła się już wolną od wszelkich względem Steńki obowiązków. Nie chciała z nią mieć do czynienia.
— Niech się sobie pakuje, jedzie, robi co chce, abym się prędzej pozbyła jej z domu. Nie mogę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/61
Ta strona została skorygowana.