Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

się we drzwiach, groźnym głosem powołując je: Na miejsca! do klass! dosyć tych czułości!
Przez całą drogę do Hotelu Saskiego, w którym Pakulska skromny pokoik o dwóch łóżkach zajęła, nie mówiły z sobą ani słowa. Ekonomowa, ukradkiem przypatrując się pięknej pannie, która mimo ubogiego ubrania wyglądała tak jakoś arystokratycznie, usiłowała ją odgadnąć. Za podstawę do tego badania posłużyły jej dane wczorajsze panny Adeli, która Faustynę odmalowała jako krnąbrną, upartą i nieposłuszną. Milcząc, przybyły do pokoiku, w którym Steńka, padłszy na krzesło, oparta o stół, długi czas w myślach zatopiona siedziała.
Pakulskiej trochę strach, a może i żal jej było. Kazała podać skromny obiad, rozpytawszy się wprzódy o cenę. Zwolna zawiązała się półsłówkami rozmowa.
Pozostawało jeszcze dosyć czasu, by Sumakówna pożegnać się mogła po południu z Esterą. Chciała na to uzyskać pozwolenie Pakulskiej i wziąć ją z sobą.
— Pani musi wiedzieć — odezwała się do ekonomowej, że córka Borucha Warszawskiego z Wołchowicz — wyszła tu za bogatego kupca i mieszka w Warszawie.
— Cóś słyszałam — odpowiedziała Pakulska — albo co?