Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

— Ja z nią byłam dawniej dobrze i teraz ona o mnie nie zapomniała — rzekła Steńka. Bardzobym chciała ją pożegnać. Mogłybyśmy pójść lub pojechać.
Trochę się dziwną ta przyjaźń wydała Pakulskiej, bo choć wszyscy na Polesiu bardzo pokornie służyli wszechmocnemu Boruchowi — zawsze, jakoś... poufałości z jego rodziną Pakulska, mająca się za cóś lepszego, nie przypuszczała. Byłaby może robiła trudności jakie, gdyby nie to, że z pozostałych kilkuset złotych, które się jej ocalić udało na rachunku z panną Adelą, bardzo pragnęła porobić sprawuneczki i gotową była wejść w jakiś układ ze Steńką, ażeby mieć ją za wspólniczkę w tej małej grabieży.
Wyjąknęła więc, bełkocząc trochę, że to się właśnie bardzo składa, bo ona sobie musi cóś kupić, a nie zna sklepów i gdzie czego szukać; że możeby i panienka czego bardzo pilno potrzebowała — to, choć hrabia nie dał na nic, ale ona gotową była tak to urządzić.
Steńka przerwała jej tem, że nic nie żąda — ale w sprawunkach dopomódz może, byle razem zaszły do Estery.
Nastąpiła zgoda, choć Pakulskiej podejrzanem się to wydało, iż Steńka dla siebie nic mieć nie chciała. Z krótkiej rozmowy ekonomowa, która się spodziewała, jadąc, mieć wielką przewagę nad