Faustyna więcej nie pytała.
Wolski wcześnie zapewne musiał się dowiedzieć, w którym hotelu stała Pakulska; spodziewał się może wyjścia ich na miasto, gdyż zaledwie kroków kilka zrobiły ulicą, zaszedł im drogę.
Pakulska, szczędząc grosza, dorożki wziąć nie chciała. Steńka jej nie żądała; professor, pozdrowiwszy grzecznie panią ekonomową, która z towarzystwa tak przyzwoicie wyglądającego młodzieńca była dosyć rada — choć pomyślała sobie, iż nie dla niej się do nich przyłączył — począł razem iść z niemi.
Biedna Steńka zdradziłaby się rumieńcem, gdyby Pakulska spojrzała była na nią. Rozpoczęto od sklepów i sprawunków. Wolski nie miał siły rozstać się z Faustyną, wiedział, że natrętnym się jej wyda może; ale to było ostatnie spotkanie... któż wie, czy nie w życiu całem!!
Dowiedziawszy się, że idą potem do p. Landsberg, tu już nie śmiał im towarzyszyć. Szepnął Steńce, że poczeka i do hotelu je odprowadzi.
Pakulska, słysząc o tem, że Boruchówna wyszła za kupca; wyobrażała sobie, że ją odwiedzą w jakimś sklepie lub w niepokaźnym domu.
Kamienica o marmurowych wschodach, z wielką elegancyą urządzone mieszkanie na pierwszem piętrze — wprawiły ją w osłupienie.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/67
Ta strona została skorygowana.