Nie pojmowała tego, a gdy piękna Ester, wykwintnie ubrana, śmiała, wesoła, wyszła na spotkanie Sumakówny, ekonomowa w salonie pełnym cudownych fraszek, axamitów i złoceń, zaledwie usiąść się odważyła.
Przechodziło to wszelkie jej pojęcie o składzie tego bożego świata i jego hierarchicznym ustroju.
Zdawało się snem, że się w domu tak wspaniałym, z książęcym zbytkiem urządzonym znajdowała, a gdy podano kawę na srebrze, którą przyniósł służący w liberyi, Pakulska zaledwie ją przełknąć mogła.
— Skończenie świata! słowo daję! — powtarzała sobie w duchu.
Gospodyni, dawszy album z fotografiami Pakulskiej, dla zabawy z którym ona nie wiedziała co robić, bo tymczasem salon, sprzęty i Esterę oczyma pożerała, poszła na stronę rozmówić się ze Steńką.
Spodziewała się przyjaciółkę swą dawną widzieć w chwili życia tak stanowczej, daleko bardziej wzruszoną i nieszczęśliwszą. Zdziwiła się jej męztwu, ale się ono podobało energicznej Esterze.
Powtórzyła Sumakównie, że może na nią i jej pomoc rachować i prosi, aby się o nią w potrzebie zgłosiła.
— Hrabia przysłał ci co pieniędzy? — zapytała po chwili.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/68
Ta strona została skorygowana.