przejmowało, była jednak przywiązaną. Któż wie? może matkę przytulie, ratować, osłodzić jej życie mogła? Siostrom pomódz, ojca uprosić.
Łzy zrosiły poduszkę.
Pakulska, wyspawszy się, wedle ekonomskiego zwyczaju, przededniem już wstała, właśnie gdy Steńka, znużona płaczem, drzemać zaczynała.
Wczorajsze sprawunki, różne w mieście widziane rzeczy, kusiły ją. Około jedenastej godziny wyszły znowu na miasto, ale z Wolskim się nie spotkały. Były to godziny lekcyi.
Ciekawa, niezmordowana pani ekonomowa, dość długo ciągała za sobą Sumakównę, od sklepu do sklepu, aż nareszcie goniącego za niemi Wolskiego znalazły.
Ekonomowa w tej grzeczności młodego professora, nic zdrożnego nie widziała. W tym względzie była aż nadto pobłażającą; zwłaszcza, że Wolski, doprowadziwszy je do drzwi hotelu, ani się wnijść napierał, ani ośmielił pójść dalej.
— Przystojny bardzo mężczyzna i musi być edukowany — odezwała się do zamyślonej Steńki. Rozumie się, że on w pannie zakochany, ale o tem hrabia wiedzieć nie powinien!
Poczęła się śmiać; zarumieniona Steńka zaprotestowała.
— Wierz mi pani — rzekła z dumą, — że niczyich oczów się nie lękam, bom w sumieniu czysta. Czło-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/75
Ta strona została skorygowana.