Krzyk ekonomowej przeraźliwy towarzyszył tej wiadomości. Steńka słuchała z twarzą marmurową, nieokazując żadnego wzruszenia, chociaż doznała go — bo ten nieprzewidziany wypadek jej niewolę odraczał.
Boruch poruszył ramionami, usiłował pocieszać, zaprosił siedzieć, ale Pakulska koniecznie się czegoś więcej dowiedzieć chciała.
— Doktor Sochor jest tu czy tam? — poczęła badać.
— Dziś odpoczywa i cyrulik tylko hrabiego pilnuje — rzekł Boruch.
Pakulska, która wiedziała, gdzie mieszkał doktor — zwróciła nagle:
— Niech panna Faustyna tu posiedzi, a ja duchem zbiegnę do doktora i dowiem się co tam się dzieje.
Miłosierny Boże, co nas czeka!
Ze spuszczoną głową, Steńka siedziała na ławce, milcząca. Boruch dobywał okularów, aby list córki przeczytać; Pakulska, jakby pchnięta jakąś siłą cudowną, po błocie pobiegła do doktora.
Doktor Sochor, którego konsyliarzem lub niekiedy majorem zwano, z powodu stopnia, jaki w wojsku dawniej zajmował, był człowiekiem niemłodym, czynnym, energicznym, a tak obytym ze wszystkiem, co może spotkać ludzi, iż ani śmierć, ani choroba, apetytu mu i snu nie odejmowały.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na Polesiu T. 2.djvu/81
Ta strona została skorygowana.