Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

się na Wezuwiusz i stawienie, wedle przyrzeczenia na dzień oznaczony.
O krok tylko od tej grupy widać było hrabinę Adelę, wspartą o pień starego kasztana w postawie malowniczej i pełnej wdzięku. Twarz jej znowu jaśniała młodością i wdziękiem, który winna była odżywieniu, znużeniu, podnieceniu i gorączce podróżnej. Stała jakby do portretu, z podniesioną głową, z oczyma wlepionemi w morza szafiry, zdając się cała zatopioną w uroczystej piękności otaczającego ją widoku, nie myślała może o ułożeniu sobie postawy, ale instynktowo przybrała jak najwdzięczniejszą. Pierwsze też wejrzenie hr. Zygmunta przybywającego ze starym Maso padło na nią i spokój tej postaci odbił się jakby cieniem gniewu na jego twarzy. Rzekłbyś że się dąsał, widząc ją pełną męztwa i siły, gdy się może spodziewał zobaczyć omdlałą, wylękłą, lub wcale jej tu nie spotkać.
Dokoła zgromadzonych kręcił się Vice-hrabia Anatole ze swym garbem, znacznie zmodyfikowanym zręcznym krojem sukni, która tę ułomność czyniła bardzo mało widoczną; uśmiechał się on złośliwie i bawił jakoś tem spotkaniem na wulkanie, które mu się wydawało bardzo pociesznem.
— A! a! otóż już jesteśmy w wielkim komplecie! zawołał postępując ku pargaminowemu. Co za słowność w wypłaceniu długu, prawdziwie po polsku panie hrabio! prawdziwie po polsku!
Żywski, zsiadając z konia żywo skinął tylko głową na znak powitania i podał rękę Anglikowi, który skwapliwie mu ją spieszył wyciągnąć, potem wkoło pozdrowił wszystkich, śledząc wrażenia jakie uczyni