nie wielkie wszakże zrobiłeś mi dobrodziejstwo ocalając życie zatrute, ani światu, któremu nie przydałam się już na nic. Śmierci się nie boję, ale umrzeć nie pragnę, dziękuję panu.
I wyciągnęła mu rękę białą, nieco chudą, ale kształtów arystokratycznych; rzeźbiarz choć w tej chwili o sztuce nie myślał, rzucił na nią okiem i całe w niej wyczytał życie. Była to pieszczona i do pieszczot stworzona dłoń niewieścia, słabiuchna, delikatna, tak wiele mówiąca jak twarz kobiety, na czwartym jej palcu prosta złota obrączka ślubna, świadczyła, że ją to ogniwo łańcucha łączyło z jakąś istotą, co ją opuściła, którą ona opuścić musiała. Błądziła teraz sama po świecie z tym kółkiem od zerwanych kajdan, jak więzień, co się wydobył z zamknięcia.
Wypadek ten, chwila ta jedna skupiła wszystkich znowu dokoła Adeli: sprawca tylko jego, hr. Żywski, świszcząc, odszedł na bok, ścigany mściwemi oczyma i zdawał się badać wnętrze krateru, po nad którego krawędzią z rękami w kieszeni odbywał przechadzkę. Za nim jeden przewodnik posunął się uważnie, przestrzegając ekscellencję, aby nazbyt nad krater się nie zbliżał.
— Masz sznur? zapytał po chwili nagle Żywski.
— Jakto? na co? odparł Włoch zdumiony.
— No! chcę się spuścić w głąb krateru! wszakże to nie pierwsza będzie tego rodzaju wyprawa?
Włoch podumał.
— Sznury się znajdą, rzekł, ale rzecz jest nie dla was tylko ryzykowna; ja sam jeden nie jestem pewny, że was utrzymam nad przepaścią, potrzeba nas kilku, musimy stać na samym brzegu, a nuż się skorupa obła-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.