Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

ciekawie na śmiałka, który z krwią zimną miał się spuścić w otchłań. Hrabina Adela tylko wcale zdawała się nie widzieć, ni słyszeć i nie rozumieć o co chodziło.
Już miano przystąpić do wyboru miejsca na spuszczenie w krater Żywskiego, gdy, jakby sobie co przypomniał, odezwał się nagle zdala do hrabiny po polsku.
Dźwięk tej niezrozumiałej mowy, która tylko Przerębie jednemu nie była obcą, dziwnie się odbił w uszach cudzoziemców.
— Pozwolisz się pani przynajmniej pożegnać, odezwał się Żywski, i pożegnać w tej mowie, którąśmy się raz pierwszy w życiu powitali... powiedzieć raz jeszcze... bądź zdrowa, i dodać, bądź przeklęta! Na pozór jedno nie godzi się z drugiem, w istocie doskonale się łączy. Tak jest, bądź zdrowa, żyj długo, to jest cierp długo, bądź przeklęta! bądź przeklęta, jakem ja to był z tobą i bez ciebie a dla ciebie przeklętym. Nie masz się co pani łudzić, nie gram komedji, nie straszę panią nadaremnie, jedno z nas zginąć tu musiało, pani się ocaliłaś, więc na mnie kolej. Śmierć w tej przepaści jest prędka i bez męczarni, wybiorę sobie miejsce, gdzie najgorętszy żar, najgłębsza otchłań, nim dolecę do dna, uduszą mnie wyziewy, sam pęd, nie poczuję konania. Wyostrzyłem dobrze nóż, którym obetnę sznury. Życie mi obrzydło przez ciebie, strułaś mi je, nie mam co z niem zrobić, chciałem się w Pizie rzucić z pochyłej wieży, ale tam ciebie nie było, a potrzebowałem cię mieć za świadka ostatniej godziny, aby ci powiedzieć: bądź przeklęta! i bądź zdrowa!
Kobieta była niewzruszona.