Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

nieodstępnie Włochom, aby się wzięli do roboty, nagle milczenie głuche nastąpiło po szmerach, gdy ujrzano Żywskiego siedzącego już na krawędzi, a przewodników trzymających za sznury, Włosi nawet, zawsze weseli, przybrali postawy poważne.
Hrabia ukłonił się kapeluszem przytomnym, powoli i z obawą zbliżającym się coraz na brzeg otchłani, spojrzał na Adelę, stała drżąca, uśmiechnięta, a usta jej wyrażały raczej szyderstwo niż politowanie.
Z gniewem na czole Żywski zniknął z oczów ciekawych podróżnych, sznury zadrgały, wyprężone ręce Włochów kołysały się nad przepaścią, wszyscy powstrzymali oddech. Pomalutku spuszczali Żywskiego, szepcąc tylko do siebie. Umówiono się, że hrabia, gdyby mu gorąco i wyziewy nazbyt dokuczały, ma dać znak targnieniem sznura, ale ten sygnał, którego się spodziewano prędko, czuć się nie dawał, liny były dosyć długie. Włosi powoli je popuszczali, w końcu już ich zabrakło. Żywski nie upominał się o powrót.
— Wytrzymuje doskonale! zawołał Sir Price, nie musi to być tak bardzo straszne jak się wydaje.
— Konferencja dyplomatyczna z Lucyperem trwa dosyć... odezwał się wice-hrabia, możnaby go już nazad ciągnąć? probujcie.
Włosi posłuszni, a może zmęczeni, po chwili rozpoczęli windowanie do góry ciężaru, żaden znak nie dawał się czuć od dołu, zdało im się tylko, jakby przybyło wagi.
W miarę jak się zbliżał powrót hrabiego, ciekawość rosła, wszyscy poczęli się skupiać około Włochów, których twarze okryte potem, wyrażały jakiś niepokój, po sznurach poznać było można, iż Żywski