Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

wyżynę. Wielu śmielszych puszcza się przez popioły biegiem i spada jak kula w dolinę.
Zwykle dwóch ludzi podtrzymuje pod ręce i z pędem wichru ściąga ofiarę zdyszaną na dół. Po stromej płaszczyźnie i grubym pokładzie popiołu odbywa się to z niepowstrzymaną szybkością, która się coraz zwiększa i w końcu staje niepowstrzymanym biegiem kuli, ciśniętej siłą nieprzezwyciężoną w powietrze. Przy największej chęci pohamowania się w biegu, w końcu zatrzymać się już niepodobna, aż w opustoszonej dolinie u podnóża Sommy, starym zapewne kraterze, który świadczy o wybuchu co Wulkan rozdarł niegdyś na dwoje.
Dla kobiet wszakże urządzono zejście nieco powolniejsze, z większemi ostrożnościami, mężczyźni zaś w większej części rzucili się na losy, ślepo w tę ciemną przepaść, którą wąski pas bladego światła księżycowego przecinał. Spauer i Sestini ująwszy pod ręce piękną Julję, pobiegli z nią przez popioły i hrabina Adela powierzyła się dwom Włochom, którzy ją znosili na krześle, nie wiem pod jakim pozorem hrabia Żywski uczepił się z tyłu i szedł w ślad za nimi. Gwar, który panował w tłumie przy znijściu, nie dozwalał nikomu posłyszeć rozmowy, jaka się w tej chwili półgłosem poczęła.
Hrabia Zygmunt idąc za Adelą, rzekł z cicha:
— Pani z prawdziwym, z wielkim talentem opisujesz swą przeszłość, ale jako trochę artysta, a przynajmniej dyletant, któż dziś się nim nie nazywa i nie jest? ośmielił bym się uczynić jej uwagę... zbytek szczegółów szkodzi ogółowi obrazu... zmniejsza wrażenie... a pewne postacie, na które rzucone zbyt jaskrawe światło, z tragedji gotowe uczynić karykaturę.