Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

w mrokach sklepień, wśród których białe posągi i grobowce marmurowe jak widma zdaleka się wydawały.
Rodzina angielska stanęła pierwsza w progu, ale nie posunęła się dalej dopóki Genueńczyk ze stróżem nie zapalili przyniesionych pochodni i latarni. Włosi mają wrodzony talent do improwizowania uroczystości; okazał się on tu zwycięzko przy illuminacji Campo Santo w rozstawieniu gawiedzi, która zwolna przenosić się musiała z podróżnymi z miejsca na miejsce, bo na oświetlenie całego gmachu, otaczającego pole śmierci, nie starczyło ani ludzi, ani pochodni i latarni.
Trzeba przyznać, że myśl Anglika nie była bez oryginalności i bez malowniczych zalet; Campo Santo jakoś dziwniej, poważniej a nadewszystko fantastyczniej wydawało się przy pochodniach, niż we dnie...
Światła padające na posągi, na starożytne szczątki rzeźby, na zgromadzone tu zabytki sztuki, tworzyły obraz pełen cieniów głębokich, pełen tajemniczych głębi, wśród którego gdzieniegdzie tylko wyrastał marmur biały z zamkniętemi trupiemi oczyma...
Rozkazano illuminacji posuwać się powili. Sir Price chciał się swem dziełem nacieszyć, żałował że nie było artysty, któryby tę scenę nocną mógł na płótnie umieścić... Żona jego z profesji swej, jako małżonka wynalazcy, była najzapaleńszą wielbicielką idei Augusta... nie mogła się nacieszyć; syn jako wcielona opozycja milczał; zdaje się że panna trochę była nastraszona, a Szwajcarka która się duchów i cmentarza lękała, znajdowała wynalazek d’un gout mediocre.
Wszyscy ci, których los zgromadził na placu, spostrzegłszy oświetloną budowę, zapragnęli wnijść w głąb i skorzystać z widoku, szło o to aby Anglika pozwole-