Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

i rozbiją o skały. Starałem się o złoto, bo ono wiedzie do wszystkiego, daje wszystko, rządzi wszystkiem.
Spauer się wzdrygnął i ruszył ramionami, Szwed przerwał.
— Obrzydliwe głosisz pan teorje.
— Więc uwalniacie mnie? wybuchnął hrabia.
— Nie ja, przerwał wice-hrabia garbaty, mnie ta assa faetida smakuje.
— Rzecz bardzo oryginalna, zawołał Sir Price, bynajmniej nie uwalniamy od dalszego ciągu, prosimy oń, prosimy, wszelkie przekonania szczere są godne szacunku.
— Szczere ale nie bezwstydne, rzekł Szwed po cichu, choć i to może się przydać na coś, do zrodzenia obrzydliwości ku złemu.
— Dla tego złota, przyznaję się szczerze, postanowiłem sobie, mówił dalej szydersko hrabia, ożenić się. Ożenienie jest ciężarem, wkłada kajdany, to prawda, ale rozrachowałem sobie, że kobietę zawsze w końcu owładnąć można. Dziwnym trafem owa zrujnowana pierwsza miłość moja była w posiadaniu bogatej kuzynki, bardzo bogatej, bardzo ładnej, ale dziwnie zepsutej pieszczotami i samowolnej.
Weszliśmy z nią w targ, który naówczas zdawał się korzystny, a okazał później nieszczęśliwym, młoda osoba była bardziej zepsuta, niżeli po jej wieku i pozornej łagodności wnosić się godziło. Oszukałem się w swych rachunkach, ale nie ma życia bez zawodów.
— Ożenienie to zabrało mi zbyt wiele czasu, spokoju i zwichnęło życie. Nie miałem szczęścia podobać się młodej osobie rozmarzonej, przywykłej do pochlebstw i ubóstwiań, nie byłaby nawet poszła za