nem było że jedno z nich pragnęło nie być tam gdzie się drugie miało znajdować, że ów przeciwnik usiłował zostać tam gdzie była hrabina.
— A więc? dorzucił Spauer, wszak idziemy? idziemy?
Przewodnik prawie pewien, że skusi podróżnych, pobiegł czem prędzej budzić swą drużynę, Włosi porwali się, otrzęśli płaszcze, przetarli oczy, ziewnęli i stali gotowi. Na dobitkę starszy zawołał zdala:
— A już tam was jeden jakiś ciekawy z Neapolu wyprzedził, przed chwilą go poprowadził stary Zeno.
Hrabina widocznie wahała się co począć z sobą, czuła, że prześladowca zostanie z nią, niechciała być z nim sam na sam, wolała ruszyć z innymi na górę; Giulia Sestini szeptała jej na ucho, poprawując swe czarne włosy, które czuwanie i drzemanie na ramieniu męża poplątało.
— Chodź pani z nami — chodź z nami.
— Idę czy jadę, odpowiedziała Adela, bo sama nie wiem doprawdy jak nawet przy pomocy tych ludzi dostanę się na wierzchołek, czuję się złamaną okrutnie.
— Świeże powietrze odżywi, uśmiechając się dodała Julja.
Pargaminowy człowiek nie mogąc dosłyszeć co mówiła, starał się odgadnąć, patrzał, wahał się widocznie, a oczy świeciły mu dziko.
— Pan pozostaniesz? spytał go Spauer.
Oburzył się na to i odskoczył.
— Pójdę czy zostanę, mogę uczynić co mi się podoba, zawołał opryskliwie hrabia usuwając się na bok, co komu do tego? co komu do tego?
Nadzieja oglądania narodzin słońca wlała nowe
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/204
Ta strona została uwierzytelniona.