Mówiąc to drżała silnie, obawiając się zapewne, aby odpowiedź jakiejś ostatniej nie odjęła jej nadziei.
Mężczyzna zdumiony stanął, załamał ręce i rzucił się ku niej.
— Ty żyjesz! zawołał.
— Tyś nie umarł! krzyknęła Adela, a! być-że to może?
W mgnieniu oka pobiegli ku sobie, ale hrabina uderzona jakby piorunem zemdlała znowu.
Wszyscy przytomni uznali właściwe usunąć się zaraz, a Julja Sestini ze Szwajcarką tylko i nieznajomy mężczyzna ponieśli ją do osobnego pokoju, w którym, jak mówiono, nierychło odzyskała przytomność.
Dalszy ciąg tej historji nie jest nam wiadomy, utrzymywano jednak w Neapolu, że hrabina, która tam dłuższy się czas zatrzymała, czując się całkiem zdrową, miała za indultem otrzymanym z Rzymu zaślubić onego nieznajomego. Sestini opowiadał, że widywał oboje nim w dalszą wyruszyli podróż, ale mało się od nich o przeszłości mógł dowiedzieć; domyślał się tylko, iż ów nieznany był pierwszym towarzyszem młodości hrabiny Adeli, o którego śmierci fałszywie rozpuszczono wieść, aby ją skłonić do niemiłego zamęźcia. Ten traf, który często cuda czyni, i tak niesłusznie ślepym się zowie, zrządził, że w chwili, gdy cierpienie biednej kobiety doszło do najwyższego kresu, znikł prześladowca a opłakany z grobowych ciemności do życia powrócił. Ileż to razy człowiek, gdy już zrozpaczony o sobie, gdy nie widzi żadnej nadziei, stoi niewiedząc sam o tem u wrót, które go dzielą od pokoju i szczęścia! ileż razy jedna chwila cierpliwości
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.