Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

— Teorja osobliwsza, przerwał Sir Price, paradoks. ale nie bez pewnej podpory... może znowu pan go bierzesz za zbyt absolutną prawdę, gdy w nim jest tylko cząstka jakaś...
— Ja to tak rozumiem, odparł Spauer... niech każdy z braci artystów powie, czy nie czuje, że ci co grają wielkich mistrzów i ludzi, nigdy dzieły swojemi wyobrażeniu jakie z osobistości ich powziąćby można o nich... nie odpowiadają.
— Tak, przerwał Sestini, ale bracie w sztuce... zapomnieliście o jednem, to, że artysta który tworzy nie zuboża się, ale bogaci... Jest w tem tajemnica niepojęta... Przychodzi myśl... wcielasz ją... wlałeś w nią duszę twoją, stanął utwór rąk i ducha twojego przed tobą... jest w nim więcej nad to coś ty tam włożył, ono tam spłynęło niewiedzieć zkąd i jak... Od dzieła twego promienie zwracają się ku tobie, ono cię oświetla, ono cię podnosi... uczysz się od tego dziecka trudów twych i potu... Jesteś pełniejszym, gdyś myślał, żeś się wyczerpał...
— Drogi paradoks... uśmiechając się rzekł Anglik...
— Jabym je pogodził, dodał garbus... Artysta wedle obu tych teorji jest to rodzaj konduktora elektryczności, który im więcej sprowadza iskier i wciąga prądów, tem w ściślejszy wchodzi stosunek z niebiosami... A niebiosa znalazłszy drogę do przelewania się na ziemię, obracają swe siły tym szosowanym gościńcem...
Artyści uśmiechnęli się.
Na twarzy hrabinej rozmowa widocznie wywołała młodość i rumieniec, oczy jej błyskały ogniem coraz żywszym; w oczach odświeżała się jak owa róża Jery-