Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

chońska, która potrzebuje trochę wody, aby zakwitła, gdy ją już za uschłą wyrzucić myślą... stawała się tak cudnie piękną, że młodsza od niej i przedziwnych rysów Włoszka, pani Sestini, gasła przy blasku tej twarzy; Julja była szczęśliwą i spokojną a spokój i szczęście mieszczą się w duszy i nie wychodzą świecić na wierzch, gdy burze duszy całe piorunują oczyma i ustami. Dla tego może fizjognomia hrabinej, która cierpiała i usiłowała walczyć z jakiemś nieznanem cierpieniem, tak majestatycznie była rozpromienioną. Sestini patrzał przypominając sobie Sybillę Dominikina i najcudniejsze utwory włoskich mistrzów... Przed chwilą w Campo-Santo, była to ruina, teraz kwiat wspaniały, kobieta w pełni życia namiętności i rozbolenia.
Oczy pargaminowego człowieka wlepione w nią były z dziwnym wyrazem wzgardy, gniewu zarazem i wyrzutu. Ale w źrenicach jego obumarłych iskry tego ognia przelatywały i gasły... zdawało się, jakby jakaś siła wewnętrzna tamowała je i nie dawała im wybuchnąć...
Garbus, który widział z pociechą rozmowę wychodzącą nieco z ram powszednich, był jak parobczak przy kominie podsycający ognisko.
— Zły kierunek bierze rozmowa, rzekł, bo choć wszyscy objeżdżający Włochy mniej więcej duszą jesteśmy artyści lub tym rodzajem hybrydów, których zowią dyletantami, lepiejby wejść na zadania bardziej ludzkie.
— Odwołuję się do tego, com w księdze wpisał, rzekł Spauer; życie wyraża się całe w sztuce...
— Tak, ale sztuka nie wyraża całego życia... zawo-