źbiarze, profesorowie akademji, wiedząc, że mi za wzór służyła, starali się ją namówić, aby pozwoliła się modelować... odmówiła prawie z gniewem. Warunki były bardzo korzystne, niechciała o nich słuchać nawet. Czas zbywający od nauki obracała na małe robótki, z których przy pomocy mojej utrzymywała się ubogo, oszczędnie bardzo, ale zaręczając mi że jej jest bardzo dobrze. Najęła sobie w tym domu w którym stałem izdebkę na poddaszu i urządziła tak, że z nędznego kątka, stała się prawie wesołem gniazdkiem.
Rzadko kiedy tam zachodziłem, unikając plotek o które ona niedbała, ale mi one były przykre. Rano zbiegała ze swych wschodków jak ptaszyna do mej pracowni aby w niej zrobić porządek... co często nie było łatwem. Dopomagała jej stara Hausfrau, obie robiły dla mnie kawę, którą często pijaliśmy razem z nią i ze staruszką, potem z koszyczkiem w ręku szła do szkoły, a wieczór po dniu pracy, gdy nie było nikogo, o szarym mroku szczebiotanie jej rozpromieniło mi parę godzin, którebym smutno przepędził na rozmyślaniu lub w bawarji. Rozmowy nasze były jakby głośnem myśleniem, w którem nieraz umysł jej podziwiać mi przyszło.
Mimo, żem jej właściwie, rzec mogę. nie kochał, lub kochał raczej sam o tem niewiedząc, miłością czystą i spokojną, było nam z nią dobrze jak w niebie i te dnie mojego życia zawsze mi świecić będą, jak gwiazda mojego poranku niezmazanej czystości.
Gretchen smutniała wszakże, więdła widocznie, musiałem potajemnie sprowadzić doktora, który nic niepowiedział stanowczego, nie nastraszył bardzo, ale przepisał różne leki dla biednego ciała, nie wiedziałem, nie mogłem się domyśleć, że serce było chore.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.