Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

wchodzi do wielkiego wizerunku natury: powietrze, światło, siły przyrody, processa życia, tajemnicę świata Bożego. Nie zastąpi tu nauki nawet geniusz.
Ta historja mojego kształcenia się jest dla was za jednostajną, a była by dużo za długą, gdybym ją chciał opowiadać ze szczegółami. Dzieje mojego serca są całe w niej.
Tu wskazał na prześliczną Włoszkę spoglądającą nań z uczuciem serdecznego przywiązania.
— Proste to dzieje, — razem bawiliśmy się kamykami nad brzegiem morza, zbierali kwiatki na górach, razem rośliśmy i miłość rosła z nami, byliśmy jeszcze dziećmi gdy nas już zwano mężem i żoną. Nikt się naszej wzajemnej nie sprzeciwiał skłonności, a gdy wybiła godzina, żem mógł na chleb dla dwojga zapracować, poszliśmy do ołtarza wziąwszy się za ręce. Żadna burza nie zaćmiła lazurowego nieba naszej doli, i da Bóg, że przejdziemy wyznaczoną nam drogę spokojnie i cicho do końca.
Gdy to mówił Sestini, mumja siedząca naprzeciw wlepiła weń oczy dzikim jakimś zaczynające pałać ogniem, na twarzy tej wyschłej odmalował się wyraz zazdrości i szyderstwa. Nagle usta hrabiego skrzywiły się uśmiechem, zatrzęsły wargi i przerwał głosem drżącym, malarzowi.
— Naiwny młodzieńcze, żal mi cię prawdziwie! Jakto? wyobrażasz sobie, żeś wyjątkową istotą? że możesz być szczęśliwym gdyś całe swe szczęście powierzył sercu niewieściemu? Jakto? sądzisz, że ta co cię dziś kocha tak czule, nie zdradzi cię z nudów, z ciekawości, przez zemstę! przez dziwactwo! przez niespokój i gorączkę! Ha! ha! zabawną jesteś i wy-