Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

jątkową istotą!... Więc uszedłszy burzy przez młodość nie przerażasz się tem, żeś był szczęśliwym? i zdaje ci się, że przeszłość jest rękojmią przyszłości?
Słysząc ten syczący głos Kassandry, małżonkowie przytulili się do siebie z przerażeniem, oczy pięknej Julji zaszły łzami, patrzała na złowrogiego proroka z gniewem namiętnym, zdawała się szukać noża aby go nim pchnąć i zmusić do milczenia. Mimowolnie serce jej obejmowała boleść nieznana i przestrach jakiś. Sestini był spokojny, ścisnął jej dłoń, a gdy gwałtowny wybuch hrabiego skończył się śmiechem, rzekł łagodnie i powoli:
— Mój panie, daleki jestem od tego bym się miał za wyjątkową istotę, godną szczególnej łaski losu, przeczuwam, że ten los może mi zatruć godziny przyszłe, że będę miał do zniesienia nieszczęście... boleści, alem uzbrojony na wszystko, czuję się człowiekiem i wiem do czego człowiek jest obowiązany w obec doli i niedoli. Wiem i to także, iż w przeznaczeniach każdego los ma udział, ale nie mniejszy sama dłoń własna człowieka. Jeśli pan tak czarno spoglądasz na życie, lituję się nad nim, bo pewnie wzrok sam sobie przyćmiłeś na blaski. Julja będzie mnie kochać dopóki będę godnym jej miłości, nic się nie dzieje bez przyczyny, serce nie tak jest nielogiczne jak utrzymują.
Kobieta siedząca w fotelu w czasie tego krótkiego przemówienia się artysty z hrabią, powstała, wychyliła się, słuchała z natężoną uwagą, a gdy Sestini skończył, przyklasnęła mu uśmiechem, wzrok jej ukosem padł na mumję i uderzył ją jak pchnięcie sztyletu.
— Na miłość Bożą, zawołał Vice-hrabia w chwili