Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na cmentarzu, na wulkanie.djvu/86

Ta strona została uwierzytelniona.

gdy zamilkli, panowie kłócicie się, nie może nic być w świecie bardziej zajmującego nad podobną kłótnię... prosimy! prosimy!
Ale pargaminowy człowiek zakąsiwszy usta, siedział już niemy, a Sestini musiał przerażoną proroctwem żonę jak dziecię kołysać i ośmielać... płakała. Na te łzy hrabia co je wycisnął, patrzał z jakąś dziką przyjemnością.
Milczenie lekkiem przerywane ziewaniem trwało chwilę.
— Ażeby ożywić rozmowę, rzekł garbus, ofiaruję się sam państwu... jako holokaust za winy tych ichmościów co ją tak niefortunnie przyprawili łzami. Pozostaje nas troje tylko... wypadałoby, żebym ustąpił pierwszeńswa pani, dodał skłaniając się przed hrabiną, czy pani sobie tego życzysz?
— O! nie! nie! mogę opowiedzieć moją historję kiedy się panom podoba! to mi wszystko jedno! teraz, potem, kiedykolwiek... ale ponieważ wy Vice-hrabio macie zapewne weselsze zwierzenia niż moje, wypadałoby aby po łzach... trochę nas odżywił uśmiech... więc mówcie proszę.
— Jestem gotów do jak najszczerszych zwierzeń, rzekł garbus, tylko zlitujcie się państwo nie przedstawiajcie sobie z góry, że was zabawię, abym się wam nie wydał nudnym!!... Historja moja nie jest wesołą, a ja także udaję tylko może uśmiech, aby nim pokryć łzy...
Dam dobry przykład moim następcom, — tu skinął głową ku hrabinie i hrabiemu, — spowiadając się szczerze i bez wykrętów.
Urodziłem się w r. 1814, gdy cesarstwo padało,