Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

pie jakby ci Kosuccy regularnie mieli przysyłać coś sobie zakreślił. Widzisz już że, bądź co bądź, oni albo się opóźnią lub całkiem chybią. Nie wchodzę w powody.
Potrzeba więc natychmiast kucharkę odprawić, służącego odesłać do domu, wziąść dla siebie jeden czysty i porządny pokój, ja się sobie gdzieś i na poddaszu umieszczę, o mnie nie ma mowy. Stół w Hôtel de France dwuzłotowy wcale jest znośny.
Małdrzyk słuchał nie zdając się ni słyszeć ni rozumieć, konwulsyjnie mu się twarz krzywiła.
— Jordek, do tej ostateczności nie doszliśmy jeszcze — zawołał. — Prawda, byłem nieopatrzny nieco, wyszastałem trochę tego głupiego grosza — ale dziś — wobec tych wszystkich rodaków, z którymi się tu zawiązały stosunki — tak się skompromitować.
— Co za kompromitacya! — krzyknął Jordan zapalając się. — Na Boga! Ubóstwo noszone jawnie i z podniesionem czołem jedna szacunek — udawany dostatek nikogo nie oszukuje, a, jak wszelkie kłamstwo, robi ujmę człowiekowi.
— Romanse! — rzekł głosem stłumionym Floryan. — Jak cię widzą, tak cię piszą. Musiałbym wyrzec się wszelkich stosunków.
— A pal ich djabli stosunki, do których kwalifikacyą jest majątek nie uczciwość — zawołał Jordan. — Z tych stosunków innej korzyści nie