pokoikach mieścili się prowizor apteki, polak, jego żona i dwoje dzieci.
Sługa wyrażała się o nich z tem lekceważeniem, jakie niemcy mają dla tych, co nie umieją być zamożnemi.
Floryan nazwiska nie mógł się dowiedzieć i wyczytał je dopiero później w meldunkowej książce. Prowizor z niemiecka nazywał się Feder, miał czasowe zajęcie w przeciwległej Mohren-Apotheke.
Mimowolnie musiał nad tym faktem pomyśleć Małdrzyk. Ów Feder — z prowizorostwa swego znacznego funduszu do życia mieć nie mógł, z kraju pewnie pomocy żadnej — a żył z żoną i dwojgiem dzieci. Co to za życie być musiało!
Floryan zadrżał wyobrażając je sobie.
Rodzina ta o ścianę nazajutrz niemniejszą budziła w nim ciekawość. Ponieważ niemal wszyscy polacy znali się tu między sobą, postanowił spytać o Federa Filipa, który obiecał przyjść wieczorem.
Nienawykły do żadnego zatrudnienia — Małdrzyk dumał teraz jak czas zabije i dzień przepędzi. Około pierwszej miał pójść na obiad do Hotelu Francuzkiego, kilka godzin trzeba było zostać samemu z sobą
Wyjeżdżając Jordan zostawił mu swojego podartego Montaigna, jeden tom Mickiewicza i parę niemieckich uczonych książek. Małdrzyk pró-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/124
Ta strona została skorygowana.