siała mieć fizyognomię i wyrazu wiele. Zachowała też resztkę jakiegoś wdzięku i pewności siebie. Na pierwszy rzut oka widać było iż w domu ona musiała odgrywać rolę pani. Ubiór nieelegancki, trochę zaniedbany — miał cechę wiejską — lecz krój staranny i umiejętnie zastosowany do figury. Nie chciała ani się wydawać zbyt troskliwą, ani opuszczoną. Na widok zbliżającego się na palcach p. Zygmnnta poprawiła suknię, przygładziła włosy, oczyma poszukała zwierciadła i poziewając raz jeszcze wstała.
— Czym cię obudził, Natalko? — odezwał się przybyły.
— Drzemałam trochę, gorąco straszne — odparła kobieta tym głosem wprawnym, który miewają osoby lubiące mówić dużo. Spodziewam się, że wszystkie swoje pokończyłeś interesa w miasteczku, ja porobiłam już moje sprawunki i — moglibyśmy jechać do domu.
Spojrzała nań bacznie, p. Zygmunt stał zadumany.
— Jeszczebyśmy dziś mogli być, niezbyt późno w Żarach — dodała spoglądając na niego.
— Hm — odezwał się p. Zygmunt — a gdyby nam wypadło zamiast do Żarów, zawrócić do Lasocina do pana brata.
— Po co? — przerwała zaczynając się przechadzać po niewielkiej przestrzeni wolnej, która w środku izby pozostawała i poprawiając ciągle
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/19
Ta strona została skorygowana.